Jednym z najwspanialszych momentów na
poznanie życia całego lasu jest bytowanie w nim nocą. W bezruchu, po
ciuchu. Nasłuchując wszystkiego dookoła. A dzieje się wiele. Żerujące
sarny, podchodzące dziki, polująca kuna...
Tym razem wybrałem się do często odwiedzanych przeze mnie Lasów Kozłowieckich.
Lasy
Kozłowieckie, a dokładniej Kozłowiecki Park Krajobrazowy to ponad 40 km
kwadratowych zwartego kompleksu leśnego o zróżnicowanej charakterystyce
zalesienia.
Przez Park przepływają niewielkie cieki wodne m. in.
Minina, Parysówka i Krzywa Rzeka. Pomimo ich niewielkich rozmiarów
stopień w jakim nawadniają obszar w pobliżu ich występowania jest dosyć
rozległy. Obszar Parku jest terenem na ogół płaskim i występują w nim
miejsca trudniej dostępne ze względu na podmokły teren, porośnięte gęstą
roślinnością.
Przez cały kompleks Lasów przebiega gładka droga
asfaltowa od wschodniej części po same zachodnie krańce i na zachodzie
droga asfaltowa łącząca północną część z południową. Drogi te są
wyłączone z ruchu pojazdów w związku z czym cieszą się popularnością
wśród turystów na rowerach, jak i ze względu na dobry stan drogi
asfaltowej, również wśród rolkarzy.
Cały kompleks Lasów przecięty jest
siecią dróg oddziałowych o różnych stopniu ich "zarośnięcia". Miejscami
jest możliwość przemieszczania się rowerem a miejscami rower trzeba
przeprowadzać z uwagi na gęstą roślinność.
Do Lasów wjeżdżam od
strony Rudki Kozłowieckiej przecinając małym mostem ciek Minina,
zasilający jeden ze stawów znajdujących się na terenie Lasów
Kozłowieckich. W północno-wschodniej części Parku znajduje się Rezerwat
Przyrody Kozie Góry o powierzchni 41 ha, który (jak podają źródła)
utworzono w celu zachowania stanowiska Dębu Bezszypułkowego.
Popołudnie
spędzam na przemieszczaniu się w wolnym tempie po jak najmniej
uczęszczanych drogach leśnych w kierunku zachodnim. Staram się jak
najmniej hałasować przemieszczając się aby mieć szansę na zaobserwowanie
życia różnych zwierząt. Po krótkim czasie nagrodą jest możliwość
obserwowania żerującego jelenia z pięknym porożem, a pół kilometra dalej
na śródleśnej polanie kozła.
Dalej poruszam się do zachodniej części
lasu, gdzie (jak podaje gps) na godzinę przed zapadnięciem zmroku,
zatrzymuję się w pięknym miejscu nieopodal którego widać ściółkę
zbuchtowaną przez dziki. Miejsce wybieram oczywiście zdala od młodników,
ostoi zwierzyny, rezerwatu przyrody czy innych "newralgicznych" miejsc.
Staram się w jak najmniejszym stopniu oddziaływać na otoczenie w którym
się znajduję, tak aby nie uszkodzić roślinności (paprocie etc.)
zwłaszcza gatunków które są pod ochroną nawet w zwykłym lesie czy parku
miejskim.
Tym razem do noclegu wykorzystuję jedną z moich ulubionych
rzeczy czyli hamak wyprawowy. Czemu ulubiony? Lekki w transporcie,
bardzo mały gabarytowo (zwłaszcza w stosunku do innych systemów
noclegowych typu namioty etc.), można dzięki niemu nocować w prawie
każdych warunkach i miejscach które normalnie nie nadają się na
spędzenia tam nocy np. mokradła (znajdujemy się nad powierzchnią ziemi,
posiada moskitierę), zbocza gór (nierówność czy pochyłość terenu nie ma
tu znaczenia). Poza tym hamak izoluje mnie od ziemi, od wilgoci i bardzo
szybko się rozkłada. W połączeniu z tarpem (czyt. rozwieszanym lekkim
daszkiem) nocleg przy dużej ulewie to żaden problem.
Przede wszystkim
jednak hamak ma tą zaletę że nie zostawiamy po sobie żadnych śladów
bytowania w terenie. Żadnej zniszczonej ściółki (jak ma to miejsce w
przypadku namiotów). Wystarczy tylko znaleźć dwa punkty mocowania jak
np. drzewa i mamy zapewniony bardzo wygodny sen. Rozwieszana moskitiera
dodatkowo chroni nas przed komarami, kleszczami i innymi owadami.
Przed
zmrokiem jeszcze kolacja z produktów zabranych z domu. Jako że jest
początek lipca dni należą do najdłuższych w roku i zupełna ciemność
zapada dopiero około 21.30. Ptaki nagle ucichają i słychać tylko
nieopodal przechodzące zwierzęta kopytne. W nocy dwa razy obudziły mnie
przechodzące obok dziki.
Noc mija spokojnie. Temperatura w ciągu dnia była bardzo wysoka i sięgała 32 stopni natomiast w nocy wynosiła około 18.
Wykorzystując
hamak trzeba pamiętać do czego był pierwotnie używany a w związku z tym
że nie używamy go w tropikach nie można zapomnieć o kilku sprawach
związanych z noclegiem w nim w naszych szerokościach geograficznych.
Przede wszystkim chodzi o izolację jakąś warstwą od spodu. W hamaku
sypiam w śpiworze lecz przy niższych temperaturach niż ta panująca tej
nocy nawet dobry śpiwór nic nie pomoże i możemy marznąć ponieważ od
spodu owiewa nas chłodne powietrze a warstwa która teoretycznie miała by
nas grzać (śpiwór z puchem w środku) jest ściśnięta przez ciężar
naszego ciała i w tej sytuacji przestaje nas izolować (pamiętajmy że
izoluje nas warstewka ciepłego powietrza znajdująca się w puchu a nie
sam puch).
Mój hamak posiada dwie cienkie warstwy materiału pomiędzy
które można włożyć dodatkową warstwę która będzie nas izolowała.
Najczęściej już wystarczy zwykła folia nrc, która po złożeniu zajmuje
mało miejsca i jest lekka. Można tam włożyć nawet alumatę lub zwykłą
karimatę.
Organizm podczas snu jest również wyciszony, co sprawia że
odczuwamy otaczające nas temperatury zupełnie inaczej niż podczas
normalnego funkcjonowania.
Ranek przynosi piękny widok na otaczający las i od godz 4 słychać ptaki.
Po
śniadaniu zbieram rzeczy, montuję je do roweru i podążam na północ
szutrową drogą leśną. Do domu pozostało około 30 kilometrów, które
staram się pokonać jak najbardziej zadrzewionymi drogami ze względu na
panujący upał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz